Rozdział 1
Od
tamtego zdarzenia miną tydzień, a ja dzień w dzień zastanawiam się skąd on do
cholery ma tą informację?! Przecież nikt o tym nie wie nawet mój najbliższy
przyjaciel kompletnie nikt. Szlak mnie trafia! Jest już po dwudziestej trzeciej, a ja nadal myślę o tym idiocie! Jeszcze jutro mam do szkoły na ósmą raną! Eh….
Trzeba się położyć.
⃰
⃰ ⃰
Ranek
zaczął się dość miło. Ba! Nawet bardzo miło, a przez to, że nie spotkałem
rodziców. Od ostatniego incydentu albo się w ogóle do mnie nie odzywają albo
cały czas się kłócimy. Zrobiłem sobie na śniadanie ramen i poszedłem do szkoły.
A tam spotkałem Kibę. To jest kompletny wariat, jak ich mało na świecie! Wziął
ze sobą psa. Ale na całe szczęście Akamaru przespał wszystkie zajęcia w
plecaku. Na długiej przerwie usiedliśmy na murku przed szkoło pod magnoliami.
Dzień jest taki piękny, że aż nie chce mi się siedzieć w budzie.
- O czym tak intensywnie myślisz. –
Zamyślenia wyrwał mnie głos mojego przyjaciela Kiby.
- O niczym konkretnym…- Mruknąłem pod
nosem nie odrywając wzroku od magnolii.
- Odkąd wróciłeś po chorobie jesteś
cały czas w innym świecie. A jak się pytam, co ci, to mnie zbywasz. Trochę mnie
to martwi. – Spojrzałem na szatynka głaszczącego psa na swoich kolanach.
- Kiba każdy ma problemy i każdy musi
sobie z nimi jakoś radzić nawet ja. – Uśmiechnąłem się lekko do chłopaka, który
baczni mi się przyglądał. – Nie przejmuj się mną, dam sobie jakoś radę.
- Co wymyślili twoi starzy? – Nie
zdziwiło mnie to pytanie. Inozuka wiedział o mnie bardzo dużo i osobiście znal
moich rodziców, za którymi nie przepadał.
- Planują mi życie. – Spojrzałem w
przestrzeń. Ne lubię się żalić, ale wiem, że Kiba nie odpuści.
- Już Ci wybrali studia? – Milczałem i
czułej jego wzrok, który przeszywał mi czaszkę na wylot. To nie jest przyjemne
uczucie i dobrze wiem, że się nie skończy dopóki mój przyjaciel nie dostanie
odpowiedzi.
- Gorzej. Chcą mnie wydać za mąż. –
Powiedział to dość cicho. Wiedziałem, że muszę mu o tym powiedzieć, bo i tak by
się dowiedział wcześniej lub później. Jest to ciężkie, bo Kiba ma problemy z tolerancją.
- Raczej ożenić. Za mąż wychodzi się za
mężczyznę. – Spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Wiem, że za mężczyznę… - Przełknąłem
głośno ślinę i spojrzałem na jego zaskoczoną twarz.
- Nie pierdol… - Patrzył na mnie jakbym
miał mu zaraz powiedzieć: „żartowałem!”. Jednak, kiedy doszedł do wniosku, że mówię
poważnie, na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia. – Oni są popierdoleni! - Kiba
chciał dodać coś jeszcze jednak w naszym kierunku biegł Lee. Z oddali do nas krzycząc.
-Chłopaki. – Podbiegł do nas. Był już przebrany
w strój sportowy.- Chodźcie! Odwołali nam fizykę. Mamy wcześniej w-f. - Spojrzałem
na Kibę i się delikatnie się uśmiechnąłem. Cieszy mnie fakt, że jestem
zwolniony z zajęć w-f przez dwa tygodnie, bo nie będę musiał teraz gadać o moim
małżeństwie z Inuzukim. Lepiej żeby teraz trochę ochłoną i to przetrawił.
- Pogadamy, kiedy indziej.
- Może spotkamy się jutro i pogadamy.
Skinąłem
głową i pożegnałem się ze znajomymi, ruszając przed siebie, a konkretnie w
kierunku bramy szkoły. Od jutra zaczyna się długi weekend. Ledwo ją
przekroczyłem, a podjechała do mnie czarna honda. Widać, że wyrób fabryki moich
rodziców. Najnowszy model i szczerze powiedziawszy najlepszy. Posiada wszystkie
możliwe bajery. Przyciemniona szyba sunęła się w dół, a za nią siedział nie, kto
inny jak ten idiota, który mnie całował! Patrzę na niego jak bym go pierwszy
raz widział na oczy.
- Wsiadaj. - Usłyszałem i spojrzałem
na niego z lekceważeniem.
- Mam niedaleko, przejdę się. – Ruszyłem
nie czekając na odpowiedź. Znowu podjechał pod mnie.
- Wsiadaj powiedziałem.- Warkną zły. Widać,
że ktoś tu wstał lewą nogą. Wsiadłem do jego bryki na miejsce pasażera. Plecak
rzuciłem na tylnie siedzenie. Poszperałem trochę w intrenecie na jego temat i
dowiedziałem się, że trenuje kik-boksik, więc wolę nie kusić losu. Jechaliśmy w
milczeniu.
- Skręć w lewo.- Odpowiedziała mi
cisza, a kierowca pojechał prosto.
- Gdzie mnie wieziesz? – Zapytałem
zerkając na niego.
- Zobaczysz.- Powiedział w taki sposób,
że przeszły mnie ciarki po plecach. Jechaliśmy kilka godzin w ciszy. Aż w końcu
dojechaliśmy do domku, który znajdowała się nad wielkim stawem. Budynek był mały,
ale dwu piętrowy, posiadał również balkon i spory taras. Dookoła otaczał nas
las w przeciągu kilku kilometrów nikt nie mieszkałam. Szczerze powiedziawszy
nie wiedziałem, po jaką cholerę mnie tu przywiózł? Od jutra jest długi weekend,
czyli tydzień wolnego, a on mnie wywodzi na koniec Japonii. Do tego nie mam
najmniejszego pojęcia, po co i dlaczego.
- Po co mnie tu przywiozłeś? – Spojrzałem
na niego.
- Podoba ci się? – Odwzajemnił
spojrzenie.
- To nie jest odpowiedź na moje
pytanie.
- To prezent zaręczynowy. – Uśmiechną
się i musze przyznać, że ma śliczny uśmiech można się w nim zakochać… Nie! O
czym ja myślę? W nim nigdy! Po moim trupie!
- Zaręczynowy? – Spojrzałem jeszcze
raz na domek. – Porąbało cię?
- Wolisz nosić pierścionek? – Brunet
spojrzał złośliwie.
- Ja nie zamierzam się z tobą wiązać, sądziłem,
że ostatnio wyraziłem się dość jasno.
- Ale to skarbie nie zależy od ciebie.
To już jest postanowione. Nic na to nie poradzisz.
- Szybciej zginę niż za ciebie wyjdę!
– Łzy napłynęły mi do oczu.
- Ej nie płacz.- Dotkną mojego
policzka.- Nie taki diabeł straszy jak go malują. No, choć zobaczysz dom w
końcu zostajemy tu na tydzień.
- Co?! Jak to na tydzień? Chyba
żartujesz? Odwieź mnie w tej chwili do domu!
- Normalnie i nigdzie cię nie będę
odwoził. Nie po to brałem tydzień wolnego w firmie, bo ty masz takie
zachcianki. Czarnooki wysiadł z samochodu.
- Ja mam zachcianki?! Tobie się chyba
coś pomyliło! Nawet mnie nie uprzedziłeś, że mamy gdzieś jechać! Nic ze sobą
nie mam.
- Mówiłem twoim rodzicom mieli ci
przekazać i raczej to zrobili, jeśli się spakowałeś – Rzucił we mnie moją
czarną torbę.
- Co? Kiedy? – Spojrzałem
zdezorientowany na torbę.
- Choć. – Wyją swoją torbę i zamkną
samochód. Straszy chłopak poszedł w kierunku domu.
Stałem
przez chwilę jeszcze w miejscu. Wszystkiego mogłem się spodziewać po rodzicach,
ale nie sadziłem, że również i tego. Ja na prawdę się dla nich nie liczyłem i
to boli jak cholera. Zwłaszcza dlatego, że jestem ich jedynym synem. Podreptałem
za nim. Wszedłem do domu. Prawdę powiedziawszy był przytulny i do tego zgrabnie
urządzony. Na dole znajdował się hol, salon, kuchnia z jadalnią oraz łazienka.
Itachi postawił swoją torbę w przed pokoju i odwrócił się w moją stronę.
- Choć trzeba przynieś jedzenie.
- Jedzenie? – Spojrzałem na niego ze
zdziwieniem.
- Tak jedzenie. Chyba będziesz coś
jadł przez ten tydzień? – Patrzy na mnie z rozbawieniem. Pokiwałem głową i
powlokłem się za nim. Wyjęliśmy torby z jedzeniem i zanieśliśmy do domu. Itachi
wkłada poszczególne produkty do różnych szafek, a ja siedzę przy stole patrzą
się przez okno. Ogarnia mnie dziwne uczucie osamotniana. Zawsze byłem sam i
odkąd pamiętam mogę liczyć na siebie. Ale nigdy nie czułem się samotny… A teraz
ogarnia mnie melancholia i nic nie mogę z tym zrobić… Nagle z rozmyślań wyrywa
mnie kubek gorącej herbaty, który stoi przede mną.
- Pij. - Usłyszałem melodyjny głos i
spojrzałem w kierunek skąd dochodził. Zobaczyłem siedzącego naprzeciwko mnie
Itachiego.
- Dziękuje. – Wiozłem idealnie biały
kubek do ręki i upiłem łyk gorącego napoju.
- Jesteś głodny? – Słyszę w jego
głosie troskę.
- Nie. – Krótka odpowiedź. Patrzę w
moje odbicie w zielonym płynie.
- Naruto – Po raz pierwszy usłyszałem
moje imię z jego ust, jednak dalej nie spuszczam wzroku z odzwierciedlenia w
herbacie. – Co Ci jest? – Podniosłem wzrok i spojrzałem na niego.
- Nic – Uśmiechnąłem się letko. – Jestem
tylko zmęczony…
- Na pewno? – Kiwnąłem głową w
potwierdzeniu. – To, choć pokażę Ci twój pokój i odpoczniesz. Obaj wyszliśmy z
kuchni i skierowaliśmy się na piętro. Itachi otworzył mi drzwi do mojego
pokoju. Pomieszczenie jest urządzone ze smakiem. Nie jest ani małe ani duże. Ma
ogromne okno wychodzące na staw. Ściany są pomalowane na delikatny brzoskwiniowy
kolor, który idealnie się komponuje z kremową puchatą dywanem. Wzrok od razu
przyciąga ogromne łóżko, które stanowi centralną część pokoju. Na przeciwko
łóżka jest powieszona plazma. Obok drzwi stoi jedno drzwiowa szafa z komodą. Wstawione
jest również kilka szafek i biurko, które stoi przy oknie. Obok biurka stoi białe
skórzane krzesło na kółkach.
- Mój pokój jest, obok, jeśli będziesz
czegoś potrzebował będę na dole. – Skinąłem głową, że rozumiem, po czym
usłyszałem zamykające drzwi. Od razu, co zrobiłem to rzuciłem się na łóżko.
Jest nieziemsko wygodne. Zamknąłem oczy i już po chwili odpłynąłem do krainy
morfeusza.
⃰ ⃰ ⃰
Kiedy
się obudziłem było już ciemno za oknem, a z dołu dochodziła muzyka.
Przeciągnąłem się i zeszedłem na dół. Wszedłem do kuchni, a raczej zatrzymałem
się w progu szokowany. Nie wierzyłem własnym oczom. Itachi stało do mnie tyłem
i nie tylko, co śpiewał, ale również tańczył. I szczerze powiedziawszy grzechem
byłoby nie przyznać, że świetnie się rusza. A szczególnie pewną częścią ciała,
na której idealnie opinają się spodnie. Z rozmyślań na jego znakomitym tyłkiem
wyrwał mnie śpiew mojego narzeczonego.
- Wyginam śmiało ciało dla mnie to????
- Mało! – Krzyknąłem. Nie mogłem się
powstrzymać. On jest zdrowo szurnięty, ale to dobrze przynajmniej nie będę się
przy nim nudził. Itachi jak tylko usłyszał mój głos szybko się odwrócił. Jego
mina była bez cena! Kiedy spojrzałem na jego głupkowaty wyraz twarzy od raz
zacząłem się rechotać.
- O…. Już wstałeś? – Patrzy na mnie
zakłopotany. Jakie to urocze.
- Jak widać królu dżungli. – Znowu
zacząłem się śmiać.
- Bardzo śmieszne, głodny? – Wyłączył
muzykę w telefonie. Jeśli on ma takie kawałki na telefonie to, czego jeszcze
mam się spodziewać Muppet Show?!
- To zależy, co mi przygotowałeś? – Oparłem
się o futrynę.
- Makaron z warzywami.
- Niech będzie moja strata. Poproszę.
– Uśmiechnąłem się i usiadłem za stołem. Po chwil przede mną znalazł się talerz
z kolacją.
- Smacznego.
- Dzięki i nawzajem. – Jak na
głodomora przystało zjadłem wszystko. Oparłem głowę o rękę i patrzę na bruneta,
który kończy swoją porcję. – Mam pytanie.
- Słucham – Spojrzał na mnie nie
przerywając sobie posiłku.
- Posiadasz „Manamana” Muupet Show? – Spytałem
z szerokim uśmiechem na twarzy.
Hej,
OdpowiedzUsuńno i Itachi trochę taki wredny, a potem w scenerii "wyginam śmiało ciało" aż to sobie wyobraziłam, co za rodzice Naruto jak tak w ogóle mogą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam,
OdpowiedzUsuńco za rodzice Naruto jak oni tak mogą postępować, a Itachi w scenerii „wyginam śmiało ciało” och to było piękne...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie