Rozdział 7
-
Zjedz coś... - Czarnowłosy mężczyzna spojrzał rozdrażniony na
swojego brata. Itachi popadał już we frustracje. Miał tego dość
jego brat od ponad tygodnia siedział w swoim pokoju i gapił się w
ścianę. Oprócz tego dosłownie nie robił nic. Nie jadł, nie
spotykał się z nikim, nie grał, nie rozmawiał, a po jego twarzy
można było dostrzec, że również nie sypiał. Jedyne co
świadczyło o tym, że młodszy Uchiha żyje, były ciche jęki i
stęki, kiedy Itachi próbował do niego przemówić. Jednak
cierpliwość starszego z braci była ograniczona i dzisiaj nadszedł
jej koniec. Obiecał sobie, że dzisiaj położy kres temu durnemu
zachowaniu brata.
-
Jadłem...
- A
mogę wiedzieć co?
-Tosty....
-
Tak! Dwa dni temu!
-
Nie jestem głodny...
-
Zaważyłem! Nie jesteś głody, ani śpiący, nie chce Ci się nic!
Może byś się w końcu ogarną?!
-
Daj mi spokój...
- O
nie! O tym możesz zapomnieć, masz się iść umyć i coś zjeść
potem pogadamy poważnie i się prześpisz.
-
Nie mam ochoty...
-
Ale ja ma!
-
Proszę daj mi spokój...
-
Nie! - Złapała bruneta za rękę i ściągną z łóżka. - Masz
się iść wykąpać śmierdzisz! - Zaciągną go do łazienki i
wepchał pod prysznic odkręcając wodę.
-
Dobra! Wyjdź! - Warkną zły młodszy Uchiha wstając z brodzika i
się rozbierając.
-
Masz pięć minut, a później znów tu przyjdę i nie będę się
przejmował twoimi protestami! - Zbiegł szybko na dół robiąc
bratu jedzenie. Sasuke nigdy się tak nie zachowywał, kiedy się z
kimś rozstawał nawet nie było tego po nim widać, a teraz? To były
jakieś głupie żarty, ponieważ jego brat zachowywał się jak
młoda siksa, która przeżywała pierwszy zawód serca. Warknął
wściekle i postawił jedzenie na stole szybko zalał herbatę i
kiedy się odwrócił prawie krzykną z przerażenia. Na krześle
przed stołem siedział rudowłosy mężczyzna. Itachi bardzo dobrze
go znał był, to szwagier Namikazego, który patrzył na niego
chłodnym wzrokiem, a w dłoń trzymał broń. Jak na nieszczęście w
tym samy czasie na dół zszedł Sasuke.
-
Było powiedzieć, że mamy goś... - Młodszy Uchiha przerwał
zdanie, kiedy zobaczył broń mierzącą w stronę jego brata.
- To
nie jest miła wizyta... - W pomieszczeniu zabrzmiał spokojny niski
głos. - Który z was spotykał się z moim siostrzeńcem? - Bronią
pokazał młodszemu brunetowi aby staną przy bracie. Chłopak
posłusznie wykonał polecenie.
-
Ja.- Powiedział Itachi.
- To
teraz powiedz mi grzecznie, co zrobiłeś Naruto, że chciał się
zabić.
-
Co?! - Wrzasną młodszy Uchiha. - Jak to chciał się zabić?!
-
Ah... czyli, to jednak ty z nim chodziłeś....- Przyjrzał mu się
uważnie.- To jest dobre pytanie i chciałbym usłyszeć na nie
odpowiedź.
-
Nie wiem! Czy z Naruto wszystko porządku?! - Zrobił kilka kroków
na przód, ale czerwonowłosy wymierzył w niego bronią. - Nie
obchodzi mnie, czy do mnie strzelisz, czy też nie odpowiedz na moje
pytanie.- Mężczyzna przyjrzał mu się uważnie. - Hmmmm czyli ten
dzieciak jest dalej zakochany w Naruto... - Uśmiechną się nikle
pod nosem. - Dobrze... można to zawsze wykorzystać...
-
Nie wiem... kiedy wylądował szpitalu na płukanie żołądka nic
nie wskazywało na to, że zniknie...
-
Jak to zniknie, to go nie pilnowaliście?! - Sasuke warknął
wściekły na wuja blondyna. - Przecież, jak on sobie coś wbije do
głowy, to siła trzeba go zmusić, aby czegoś nie robił. - Patrzył
zdenerwowany na mężczyznę. Przecież każdy to wiedział, kto
tylko znał blondyna. Czy oni w ogóle z nim rozmawiali i się nim
interesowali? To był jakiś absurd.
-
Nie było sensu go pilnować, kiedy był w śpiączce...
-
Idioci! - Sykną i zaczął chodzić nerwowo po kuchni. Zastanawiając
się gdzie ten mały diabeł mógł być. Sasuke wiedział jedno, że
Naruto na pewno nie odpuści. Jak raz mu się nie udało to spróbuje
po raz kolejny. Tylko pytanie gdzie i jak?
-
Wiesz gdzie może być? - Obserwował uważnie nie Sasuke tylko
Itachiego. Według Kyuubiego młodszy nie był zagrożeniem on myślał
tylko o jego siostrzeńcu, ale za to starszy z braci zbyt bardzo
charakterem i opanowaniem przypominał ojca, z tego powodu był
bardzo niebezpieczny.
-
Nie... ale go znajdę...
-
Wolałbym abyś mi powiedział gdzie on jest.
-
Nie wiem! Może być wszędzie... - Spojrzał uważnie na mężczyznę.
- Nie musisz się martwić, jak go znajdę nic złego mu się nie
stanie... obiecuje Ci to.
-
Wiesz nie ufam Uchihom...
-
Sądzę, że nie masz innego wyboru... - Odpowiedział za brata
Itachi.
***
Sasuke
by już poważnie zdenerwowany. Objeździł wszystkie miejsca, do
których zabierał blondyna i nigdzie go nie było. Na dodatek nikt
go nie widział tak jakby rozpłyną się w powietrzu. W tym momencie
był na terenie wschodu. Nie za bardzo martwił się tym, czy któryś
z ludzi Nakimazego go dopadnie, czy też nie. Ważne dla niego było
teraz, aby znaleźć całego i zdrowego chłopaka. Spojrzał na
zegarek, który pokazywał dwudziestą. O tej godzinie zawsze
spotykał się z chłopakiem na parkingu. Czarnooki na to wspomnienie
zmarszczył brwi i szybko skręcił. Nie sprawdził jeszcze
cmentarza. Miał nikłe nadzieje, że spotka tam chłopaka, ale
zawsze mogło tak być. Zaparkował na parkingu i wysiadł z
samochodu. Rozejrzał się dookoła, lecz nigdzie nie zobaczył
chłopaka. Pamiętał, że przy pierwszym ich spotkaniu chłopak
wyszedł z miejsca wiecznego spoczynku. Mówił, że tam leży jego
matka. Ruszył w stronę cmentarza, chociaż nie wiedział gdzie
dokładni jest pochowana matka boldyna to był pewny, że musi
znaleźć chłopaka choćby miał przejść cały cmentarz w dłuż i
wszerz. Po przemierzeniu kilkunastu alejek nagle zatrzymał się i
zamarł w miejscu nasłuchując. Wydawało mu się, że usłyszał
szloch. Kiedy po raz kolejny usłyszał ten sam dźwięk, a potem nie
wyraźnie słowa był wręcz pewny, że to głos Naruto. Ruszył
szybko w stronę skąd dochodził ten dźwięk i w pewnym momencie
zamarł. Zobaczył klęczącego blondyna przed pomnikiem do głowy
miał przyłożony pistolet. Słyszał tylko szept chłopaka tak
jakby kogoś za co przepraszał.
-
Naruto?! - Serce bruneta biło bardzo szybko, czuł jakby zaraz miało
mu wyskoczyć z piersi. Młodszy chłopak odwrócił się w stronę
dochodzącego go wołania i zamarł. Z jego oczu ciekły łzy, twarz
miał bladą i przestraszoną tak jakby zobaczył ducha.
-
Sasuke...? - Powiedział wystraszony. Chłopka nie miał
najmniejszego pojęcia skąd wziął się tutaj brunet.
-Co
ty robisz?! Masz odłożyć tą broń w tej chwili! - Podszedł do
chłopaka, który zamarł. Sasuke modlił się w duchu, aby chłopak
przez przypadek nie pociągną za spust. Wyjął mu szybko z ręki
pistolet i klękną przy chłopaka obejmując go mocno. - Co ty
chciałeś zrobić? - Szepnął wtulając w siebie drobne ciało.
-
P...rze..praszam. - Niebieskooki zaczął łkać. - Ja... nie
potrafię... już... żyć..
- O
czy ty głupku mówisz? - Złapał go za twarz zmuszając tym samym, aby na niego spojrzeć.- Czy ty oszalałeś? Nie wygaduj nawet takich
głupot.
-
Nie oszalałem Sasuke! Dla kogo mam żyć?! Dla samego życia?! -
Odepchną od siebie czarnookiego.- Wszyscy na których mi zależy
albo nie żyją albo od mnie odchodzą... nawet ty! Więc po co mam
żyć...? - Wyciągnął w jego stronę dłoń. - Oddaj mi broń i
odejdź.
-
Dobrze wiesz, że nie możemy być razem nie robię tego specjalnie.
- Spojrzał na niego zmartwiony. - Jesteś chyba naiwny jeśli
uważasz, że Ci oddam broń, więc przestań się wygłupiać. -
Powiedział zły.
-
Uchiha zrobię to wcześniej, czy później, więc jeśli nie chcesz
mi pomóc, to nie utrudniaj i oddaj mój pistolet.
-
Nie będę Ci pomagał w odbieraniu sobie życia idioto! Zbieraj się
odwiozę Cię do domu!- Wstał patrząc na niego wściekle. - Nie
opieraj się, bo Ci pomogę...
-
Czy ty masz problem z percepcją i nie dociera do Ciebie to o czym
mówię?! Nie chce żyć! - Wrzasną plącząc, jak małe dziecko. -
Chce w końcu mieć święty spokój! Czy tak wiele wymagam?!
-
Powiem szczerze, że to nie normalne... znacie się tak krótko, a
kłucie się jak stare małżeństwo... i to o co? Czy ma się zabić, czy też nie... - Sasuke podskoczył na głos za sobą i się
odwrócił do przybysza mierząc do niego z pistoletu Naruto.
Napotkał takie same oczy, jak swoje i się delikatnie skrzywił.
- Co
ty tu robisz Itachi? - Powiedział już spokojnie obserwując barat,
który opierał się o czyjś grób z rozbawioną miną. Schował
broń i skrzyżował ręce na piersi.
-
Uważasz, że pozwoliłbym Ci samemu włóczyć się po terenie
Namikazego w poszukiwaniu tego dzieciaka? Śledziłem Cie, aby nic Ci
się nie stało. - Przewrócił oczami i odepchnął się od grobu. -
Dobra bierz swojego chłopaka i jedziemy.
-
Muszę go dowieść do domu...
-
Sasuke, czy ty słyszysz co on do Ciebie mówił? - Spojrzał uważnie
na brata. - Chce się zabić i uwierz mi z tego co mi o nim
opowiadałeś to, to zrobi. - Westchnął cicho nigdy nie wierzył,
że będzie mówił kiedykolwiek w życiu takie słowa. - Ty natomiast
bez niego zachowujesz się jak żywy trup... dlatego czy nie lepiej
gdzieś przekoczować i pomyśleć nad rozwiązanie tej dziwnej
sytuacji...?
-
Czy on nas namawiał, abyśmy razem uciekli? - Niebieskooki zerkną
na swojego chłopaka, który marszczył brwi i nos patrząc na
starszego bruneta.
-
Tak... i nie wiem co się z nim stało... Itachi... jeśli to jest
jakiś podstęp to obiecuje Ci, że
- To
nie jest podstęp... po prostu sam w to nie wierzę... ale sadzę, że
to najlepsze wyjście z obecnej sytuacji... przemyślałem to
wszystko i jak na razie nie widzę innego lepszego wyjścia... na
dany moment. - Itachi spojrzał na parę, która przyglądała mu się
z nie małym zdziwieniem na twarzy. - Nie gapcie się tak na mnie
tylko chodźcie, chyba że wolicie się dalej kłócić i czekać na
przyjść ludzi Namkazego lub naszego ojca.- Te słowa otrzeźwiły
Sasuke. Złapał on blondyna na rękę i pociągnął w stronę
brata.
-
Ufasz mu? - Namikaze zapytał się niepewnie patrząc na starszego
Uchihę.
-
Tak... w końcu to mój brat i jeszcze nigdy mnie nie zwiódł.
***
Jechali
przez las już dwie godziny. Naruto zerknął niepewnie na swojego
chłopaka, który prowadził samochód. Czarnooki nie spuszczał
wzroku z drogi i czarnego mercedesa jedzącego przed nim. Doskonale
znał tę drogę i musiał przyznać w duchu, że jego brat jest
cholerne pomysłowy. Jednocześnie czuł na sobie wzrok a zarazem
niepewność chłopaka. Wiedział, że przed nimi poważna rozmowa,
której nie wolno było przekładać. Położył dłoń na kolanie
blondyna i delikatnie się uśmiechnął.
-
Wszystko będzie dobrze bestyjko... obiecuje... - Chłopak uśmiechnął
się na to określenie i trochę rozluźnił.
-
Mówiłem Ci abyś tak mnie nie nazywał... - Położył dłoń na
dłoni bruneta i delikatnie ścisną. - Sasuke... proszę obiecaj mi,
że mnie już nie zostawisz...
-
Dobrze... ale ty też masz mi obiecać kilka kwestii, ale to później.
- Zatrzymał się przed drewnianym domkiem pośród lasu i wjechał
przez bramę, którą właśnie otworzył Itachi. Objechał dom i
zatrzymał się przed sporą graciarnią przy, której pojawił się
starszy brunet otwierając ją kluczami. Sasuke od razu tam wjechał
i zaparkował. - Jesteśmy choć. - Niebieskooki wysiadł i spojrzał
na chłopaka.
-Gdzie
my jesteśmy? - Wyszedł z komórki i patrzył, jak starszy Uchiha z
powrotem zamyka komórkę na kłódkę a następnie oddaje Sasuke
kluczyki.
-
Tutaj się wychowywała nasza mama... nikt tu już od dawna nie
przyjeżdża. - Odparł Itachi. - Dorobiłem, kluczę tak, że nikt
nie powinien podejrzewać, że tu jesteście. - Podszedł do swojego
samochodu otwierając bagażnik i wyją kilka toreb. - Zrobiłem
zakupy powinny starczyć na jakiś tydzień. Kupiłem Ci nowy starter
do telefonu, żebyś się kontaktowali i nikt tego nie podejrzewał.
Nie ruszajcie się stąd i nie wychudźcie z domu, a wieczorami bez
potrzeby nie używajcie światło... po prostu zachowujcie się tak,
jakby was tu nie było.
-
Przecież jesteśmy w środku puszy... i tak nas nikt nie zobaczy...
-
Itachi ma racje... nie należy kusić losu, a ojciec dla sprawdzenie
może kogoś tu wysłać... dziękujemy Ci, a teraz jedź, żeby nikt
się nie zorientował.
-
Dobrze już jadę, tylko mam jeszcze jedno pytanie do Naruto. -
Spojrzał na chłopaka. - Dlaczego powiedziałeś sowiemu wujowi, że
spotykasz się z Uchihą?
-
Co? Nie komu nic nie mówiłem. Nie wiedziałem do naszego spotkania,
że Sasuke ma na nazwisko Uchiha, a potem, jak już się rozstaliśmy
nikomu nic o tym nie wspominałem.
- To
skąd twój wuj o tym wiedział?
-
Nie mam pojęcia, ale skąd wiesz, że Kyuubi o tym wie.
- Bo
był u nas i to on nam powiedział, że chciałeś się zabić...chyba
sądził, że porwaliśmy Cię ze szpitala. - Chłopak patrzył na
nich oniemiały.
-
Kyuubi był u was? To nie możliwe...
- A
jednak... - Powiedział starszy brunet. - Sasuke masz w razi czego
broń? - Młodszy Uchiha kiwnął głowa. - Ok to ja spadam...
uważajcie na siebie. - Itachi wsiadł do samochodu i odjechał.
Blondyn przyglądał się swojemu chłopakowi, który zamykał bramę.
Wrócił trzymając klucze w dłoniach i otworzył drzwi do domu. W
budynku dało się wyczuć zapach długo niewietrzonych pomieszczeń
oraz sporej ilości kurzu. Niebieskooki zmarłszy nos po czym głośno
kichnął.
-Na
zdrowie. - Powiedział Sasuke zamykając za nimi drzwi. Wszedł do
kuchni gdzie zostawił rzeczy otrzymane od Itachiego. Brunet
rozejrzał się po pomieszczeniu ostatni raz kiedy tu był miał
siedem lat. Uśmiechną się delikatnie i zaczął powoli ogarniać
pomieszczenie. Naruto przyglądał mu się przez chwilę, a
następnie zaczął pomagać czarnookiemu. Po powierzchownym zatarciu
kurzów, zamieceniu podług, uchyleniem okien i pozmywaniu kilku
naczyń z których mieli zamiar korzystać. Uchiha usiadł przy stole
odsuwając obok siebie krzesło. - Usiądź musimy poważnie
porozmawiać...
Hej,
OdpowiedzUsuńno właśnie skąd Kyuubi wiedział, że to chodzi o Uchihe, Naruto próbował się zabić, i także Sasuke źle znosi rozłąke...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo ciekawe właśnie skąd Kyuubi wiedział, że to chodzi o Uchihe, och nie Naruto próbował się zabić, ale wszystko dobrze się skończyło i także Sasuke źle znosi rozłąkę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie